piątek, 16 września 2016

Rozdział I

No to mamy pierwszy rozdział! Przepraszam, że tak długo, ale niedawno zaczęła się szkoła i jeszcze się nie przyzwyczaiłam do nowego toku dnia... Mam nadzieję, że się spodoba i zapraszam do komentowania. Miłego czytania!

  Świadomość zaczęła powracać razem z bólem. Jęknęłam i spróbowałam otworzyć oczy. Zamrugałam żeby przyzwyczaić się do światła. Światła? Skąd w nocy światło? Zdezorientowana rozejrzałam się. Znajdowałam się w jakimś pokoju. Leżałam na łóżku. Przestraszona podniosłam się, ale zapomniałam o złamanym żebrze i syknęłam z bólu.
- Co się dzieje?! - zapytał niebieskowłosy chłopak, którego dopiero teraz zobaczyłam. - W końcu się obudziłaś!
  Powoli się wycofałam i weszłam na łóżko, po czym usiadłam w kącie.
- Alexy! - zawołał ktoś zza drzwi.
- Tutaj jestem - odpowiedział niebieskowłosy.
  Do pokoju wszedł chłopak z czarnymi włosami i twarzą identyczną do, jak mniemam, Alexy'ego. Spojrzał na różowookiego, który nie odrywał ode mnie wzroku. Nasze spojrzenia się spotkały, a jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości.
- B-braciszku... Kto to jest? - zapytał.
- Yyy... - Alexy spojrzał na mnie błagalnie, ale nic nie powiedziałam.
- Kim ona jest? - powtórzył czarnowłosy.
- Nie wiem do końca... - powiedział chłopak i spuścił wzrok.
- Nie ma rodziców, a ty sprowadzasz nieznajomych do domu...
- Była nieprzytomna! Na dodatek ranna - bronił się.
  Spojrzałam na okno.
- Co miała ranne? Pobiła się z kimś? Podcięła sobie żyły? - czarnowłosy był coraz bardziej zdenerwowany.
- Przecięty łuk brwiowy - wytłumaczył się Alexy. - A właśnie... Nawet się nie przedstawiliśmy. Ja jestem...
- Alexy, a ten drugi to twój bliźniak - dokończyłam szeptem za niego.
- Armin - dopowiedział czarnowłosy.
- Skąd znasz moje imię? - zdziwił się niebieskowłosy.
  Nie odpowiedziałam mu. Nadal nie wiedziałam jakie ma wobec mnie zamiary... Siedziałam w kącie i nie ruszałam się. Chłopcy przyglądali mi się uważnie.
- Jesteś bezdomna? - zapytał Armin, a ja oplotłam kolana ramionami i spuściłam wzrok.
  Alexy zbliżył się, a ja momentalnie spróbowałam się wycofać, ale na drodze stała mi ściana. Rozejrzałam się. Droga ucieczki wiodła po prawej od Alexy'ego. Armin stał kawałek za nim. Wystarczyło dostatecznie szybko wybiec. Mój oddech przyspieszył i zeskoczyłam z łóżka, po czym pobiegłam do drzwi.
- Stój! - krzyknął niebieskowłosy.
  Byłam już prawie przy drzwiach. Jeszcze tylko kawałek... Armin chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Kurwa, moje żebro! krzyknęłam w myślach i zawyłam z bólu. Wystraszony czarnowłosy mnie puścił, przez co upadłam na ziemię. Skuliłam się, a z moich oczu pociekły łzy, których nie mogłam opanować. Trzęsłam się z bólu, a mój oddech niebezpieczne przyspieszył.
- Co się stało?! - zapytał nerwowo Alexy.
- Nie wiem! Dzwoń na pogotowie! - powiedział Armin.
- Nie! - krzyknęłam.
- Kurwa, czy to krew?! - spytał jeden z nich.
  Spojrzałam na swoją rękę. Była cała czerwona. Żebro musiało przebić skórę. Spróbowałam się uspokoić. Wstałam i ledwo trzymając się na nogach zdjęłam bluzkę. Owinęłam ją sobie wokół klatki piersiowej żeby zatamować krwawienie. Chłopcy patrzyli na mnie nie mogąc się ruszyć. Krew ciekła coraz wolniej. Nogi same się ugięły i z powrotem leżałam na ziemi. Jeszcze trochę i bym się wykrwawiła. Zamknęłam powoli oczy.
- Czy ona umarła...?
- Jest strasznie blada...
  Jeden z nich ukucnął koło mnie i przyłożył mi palce do szyi.
- Żyje - powiedział z ulgą. - Pomóż mi ją przenieść na łóżko.
  Chwycili mnie delikatnie i podnieśli. Już po chwili byłam na mięciutkiej pierzynie.
- Przynieś morfinę mamy.
- Na pewno zauważy...
- Teraz to nie ważne.
  Co to jest morfina? Będzie trzeba się jakoś dowiedzieć... Jeden z chłopaków wyszedł z pokoju, a gdy wrócił i podszedł do nas, poczułam ukłucie. Syknęłam cicho i zacisnęłam oczy.
- Ona jest przytomna?
- Jak to możliwe?
  Ból z sekundy na sekundę był coraz słabszy. Gdy był już ledwo wyczuwalny, podniosłam się.
- Jak się czujesz? - zapytał Alexy, ale ja nie chciałam się odezwać.
- Nie musisz się nas bać - wtrącił Armin.
- Potrzebujesz czegoś?
- Jakiejś igły i nici... Muszę zszyć ranę - szepnęłam patrząc w ziemię.
- Przyniosę apteczkę - powiedział Armin i wyszedł z pokoju.
- To... Jak się czujesz? - spytał niebieskowłosy.
- Lepiej... - odpowiedziałam.
- Jak masz na imię?
- Mmm...
- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.
- Nie o to chodzi... Po prostu nie pamiętam - powiedziałam po namyśle.
- Straciłaś pamięć?
- Nie... Nikt dawno nie mówił do mnie po imieniu.
- Dawno to znaczy?
- Jakieś siedemnaście lat...
- To jak na ciebie mówili? - zapytał zaciekawiony.
- Mogę zadać pytanie? - zmieniłam temat.
- Jasne - uśmiechnął się.
- Co to jest morfina?
- To ty nie wiesz? - dziwnie się na mnie spojrzał.
- Nie do końca...
- To... To jest taka substancja przeciwbólowa - wytłumaczył.
- Przeciwbólowa? Można uśmierzyć ból zanim sam minie?
- Tak. Nigdy nie brałaś tabletek na ból głowy?
- Nigdy o czymś takim nie słyszałam - odpowiedziałam.
- Mam apteczkę - powiedział Armin i zamknął drzwi.
  Podał mi białe pudełko. Wyciągnęłam z niego nić, ale nie mogłam znaleźć normalnej igły. Były tyko jakieś wykrzywione...
- Nie macie igieł? - zapytałam.
- Przecież są... - powiedział Armin i wyjął to zakrzywione coś.
- To jest igła?
- Igła chirurgiczna.
- Używa się jej do zszywania ran - wytłumaczył Alexy.
  Przewlekłam nitkę i zdjęłam bluzkę. Już chciałam przebić skórę, ale Armin zabrał mi igłę.
- Najpierw trzeba odkazić... I może lepiej ja to zrobię - powiedział brunet.
  Psiknął jakimś płynem na metal i kazał mi się położyć. Pochylił się nade mną, a ja zacisnęłam powieki.
- Gotowe - powiedział po chwili.
- Nic nie poczułam...
- Morfina nadal działa.
- Dziękuję - powiedziałam, wstałam z łóżka i skierowałam się do drzwi.
- A ty gdzie się wybierasz?
- Jeszcze nie wiem... - wyznałam odwracając się do nich.
- W takim stanie? Zostajesz tutaj.
- Ale... - zaczęłam.
- Nie ma żadnego ale - wtrącił Alexy.
- Trzeba iść już spać... Jutro szkoła - powiedział Armin. - Rano znajdziemy ci nowe ubrania.
  Westchnęłam i położyłam się na dywanie koło jednego z łóżek. Chłopcy spojrzeli po sobie i odchrząknęli.
- Co ty robisz?
- Kładę się spać...?
- Na ziemi?
  Przytaknęłam, a oni kazali mi wstać. Armin chwycił za deskę i wyciągnął spod łózka drugie łóżko. Przekrzywiłam głowę. Alexy kazał mi się położyć, a sam wszedł na górną część łóżka. Czarnowłosy zgasił światło. Ten dzień w końcu się skończył... Ale miał dużo inny koniec niż się spodziewałam. Ciekawe jakie będzie jutro...

czwartek, 8 września 2016

Prolog

  Wbiegłam do pokoju na piętrze i w pośpiechu zakluczyłam drzwi. Oparłam się o nie plecami i zsunęłam na ziemię, a już po chwili on był przy drzwiach i mocno w nie uderzał.
- Otwieraj suko! - wrzasnął ojciec zza drzwi.
- Zostaw mnie! - powiedziałam przez płacz i ukryłam twarz w dłoniach.
- Jak cię dorwę, to nic z ciebie nie zostanie! - zagroził nadal uderzając pięściami w drewno.
  Rozejrzałam się roztrzęsionym wzrokiem. Byłam w swoim pokoju, a dokładniej w malutkim pomieszczeniu z jednym okienkiem. Kilka ubrań poskładanych na podłodze, stare trampki i cienki materac to jedyne co miałam. Niewiele już brakowało, żeby zawiasy puściły, więc musiałam jak najszybciej podjąć decyzję. Dać się skatować, albo w końcu uciec. Mimo wszystko, to nie był łatwy wybór. Zamknęłam oczy, żeby choć trochę się uspokoić. Wstałam i podeszłam do okna. Wyczułam ostry ból w klatce piersiowej. Po krótkiej analizie uznałam, że to kolejne złamanie żebra. Oprócz tego krew spływała mi z łuku brwiowego, a na rękach wyszło kilka siniaków. Chwyciłam trampki, założyłam je i przeszłam przez ramę okienka. Usiadłam na parapecie i spojrzałam w dół. Od ziemi dzieliło mnie jakieś sześć metrów... Coraz głośniejsze krzyki ojca zmobilizowały mnie do skoku. Zawisłam na rękach i puściłam się. Upadek był gwałtowny i bolesny. Wstałam, rozejrzałam się i ruszyłam chodnikiem. Przeszywający ból w klatce i kostce spowolnił moje tempo.
- Jeszcze sobie kostkę skręciłam... - szepnęłam.
  Za mną ciągnęła się czerwona strużka. Czułam się coraz słabiej. Rana nie chciała się zabliźnić i nadal krwawiła. Ostatkiem sił doczłapałam się do zaułka i położyłam obok kontenera na śmieci. W myślach błagałam, żeby ojcu nie przyszło na myśl mnie szukać... Wycieńczona zamknęłam oczy i nadeszła upragniona chwila omdlenia. Koniec bólu. Chwilowy, ale daje dużą ulgę. Nadal oczekuję dnia, w którym ustanie na zawsze...