czwartek, 8 grudnia 2016

Zawieszam...

Jak widać po tytule, zawieszam bloga... Tak jakoś straciłam na niego wenę... Możliwe, że wstawię coś w święta (a przynajmniej się postaram). Nie chcę, żeby to trwało dłużej niż miesiąc... Tak więc do następnego ;)

czwartek, 17 listopada 2016

Rozdział III

  Otwieram oczy. Oślepia mnie białe światło. Gdzie ja jestem? Jest mi zimno. Zamykam oczy. Dlaczego jestem taka mała? Słyszę płacz dziecka. Mój płacz. Jestem dzieckiem... To moje narodziny? Mężczyzna w dziwnym stroju trzyma mnie na rękach. Podaje mnie zmęczonej kobiecie, która leży na łóżku. Mama? Rodzicielka przytula mnie do piersi. Uśmiecha się, a z jej oczu płyną łzy. Płacz ustaje. Jestem tym dzieckiem, ale nie kieruję jego zachowaniem...
- Cześć kochanie - mówi szeptem. - Hej Lucy...

  Szeroko otworzyłam oczy i podniosłam się. Zalana potem próbowałam uspokoić oddech. Lucy? To jest moje imię? Spojrzałam na wybudzającego się Alexy'ego.
- Co jest? - zapytał ziewając.
- Lucy... - powiedziałam.
- Co Lucy?
- Tak mam na imię... - szepnęłam i spojrzałam na swoje dłonie.
- Jak to tak masz na imię? - dopytywał.
- Przyśniły mi się moje narodziny... Czasem tak mam, że jakieś wydarzenia mi się przypominają. Nie zawsze we śnie, ale to jest dużo przyjemniejsze... - wytłumaczyłam. - A ty tak nie masz?
- Nie... - zdziwił się. - Rano pogadamy, a teraz spróbuj zasnąć.
  Położyłam się i zamknęłam oczy, ale nie mogłam usnąć. Ciągle myślałam o tym śnie... Nie wiedziałam, jak wygląda moja mama, ani nawet dlaczego jej nie ma... Teraz wiem, że miała włosy takie jak ja, niebieskie oczy i piękny uśmiech. Nie przespałam ani chwili od przebudzenia... Promienie słoneczne pojawiły się zbyt wcześnie, a moje oczy otworzyły zbyt gwałtownie. Jeszcze trochę, a utonęłabym w swoich przemyśleniach... Wstałam i udałam się do toalety. Podeszłam do umywalki, puściłam zimną wodę i obmyłam twarz. Nad zlewem wisiało lustro. Moja twarz odbijająca się w nim, była co najmniej straszna... Mocno zaznaczone sińce pod oczami i naturalnie czerwone tęczówki nie były zbyt dobrym połączeniem... Wzięłam szczotkę i zaczęłam rozczesywać potargane włosy. Ubrałam brązowe spodnie, beżową bluzę, czarne trampki, brązowy komin i kolczyki z wąsami. Wyszłam pośpiesznie z łazienki, przez przypadek trzaskając drzwiami. Spojrzałam na łóżka. Na szczęście bliźniacy się nie obudzili... Poszłam do kuchni, żeby zrobić śniadanie. Uszykowałam kanapki z sałatą i pomidorem. Położyłam na stole trzy talerze, przyprawy i tacę z kanapkami. Wstawiłam wodę w czajniku i przygotowałam kubki, dwa z kawą i jeden z herbatą, do zalania. Kiedy woda się zagotowała, nalałam ją do kubków i położyłam je na stole obok talerzy. Wróciłam do sypialni i podeszłam do łóżka Alexy'ego.
- Śniadanie na stole - powiedziałam szturchając jego ramię.
  Chłopak otworzył oczy i usiadł. Podeszłam do Armina i zrobiłam to samo. Nie czekając na nich, od razu poszłam do kuchni. Usiadłam w kącie i zaczęłam mieszać herbatę wpatrując się, jak kolor rozchodzi się po całości. Nie zauważyłam, kiedy bliźniacy usiedli do stołu i zaczęli jeść.
- Coś się stało? - zapytał Armin, a ja podskoczyłam na krześle.
- Właśnie, o co chodziło z twoim snem? - spytał Alexy.
- Jakim snem? - dopytał czarnowłosy.
- W nocy przyśniły mi się moje narodziny... - zaczęłam. - Pierwszy raz od tego dnia zobaczyłam swoją mamę. Nazwała mnie Lucy...
- Czyli tak po prostu przyśnił ci się dzień, którego nikt na świecie normalnie nie pamięta? - zapytał Armin.
  Kiwnęłam głową i spojrzałam na swój kubek. Nastała chwila grobowej ciszy.
- W końcu wiemy, jak masz na imię! - ucieszył się Alexy, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
- Lucy... - szepnęłam nieświadomie.
  Armin spojrzał na zegarek i szturchnął niebieskowłosego. Zbliżała się ósma. Zjedli w pośpiechu śniadanie i poszli do szkoły. Kolejny dzień spędzę sama...
***
- Jesteśmy! - usłyszałam przy drzwiach wejściowych i od razu podążyłam w ich stronę.
- Cześć - podeszłam do nich z uśmiechem.
  Alexy rzucił się na mnie i mocno przytulił.
- Nie ściskaj jej tak. Kości jej się jeszcze nie zrosły - powiedział Armin zamykając drzwi.
- Jest już dużo lepiej - zapewniłam i przyciągnęłam go do nas.
- Mamy dla ciebie prezent!
  Puścili mnie i wyjęli kartonowe pudełko, które od razu otworzyłam. W środku było urządzenie podobne do tego, z którego często korzystał Alexy.
- Masz własny telefon! Armin w końcu wydał forsę na coś innego niż gry - niebieskowłosy uśmiechnął się patrząc na brata.
- Do czego to służy? - spytałam.
- Będziesz mogła z nami rozmawiać, kiedy nas nie będzie.
  Chłopcy nauczyli mnie jak się dzwoni i pisze SMS-y. Zjedliśmy obiad i rozmawialiśmy o moim śnie. Tak nam minął cały dzień. Tej nocy znów widziałam mamę. Uśmiechała się i mówiła do mnie melodyjnym głosem. Ranek był taki jak zwykle. Pobudka razem ze słońcem, wspólne śniadanie, rozmowy i pójście bliźniaków do szkoły.
***
Usłyszałam dzwonek mojego nowego telefonu. Na wyświetlaczu pokazało się zdjęcie Armina i jego numer. Odebrałam tak, jak mi to pokazywali wczoraj.

* -Hej Lucy.
- Cześć Armin, coś się stało?
- Zapomniałem wziąć wypracowania z domu... Mogłabyś mi je przynieść?
- J-jasne... Ale nie znam drogi...
- Masz w telefonie GPS, doprowadzi cię na miejsce. Wypracowanie leży na moim biurku. Dasz radę?
- Niedługo będę...
- Dzięki! Jesteś cudowna.*

  Rozłączyłam się. Wzięłam pracę Armina i poszukałam aplikację o nazwie GPS. Wpisałam nazwę szkoły bliźniaków i wyszłam z domu. Telefon doprowadził mnie do wielkiego budynku. Miał on szare ściany i fioletowe drzwi. Obok muru wzniesionego przed placówką był przystanek autobusowy. Na dziedzińcu stało wiele osób. Zapatrzyłam się na tłum, a mojego ramienia ktoś dotknął. Oddech mi stanął.
- Nie bój się, to tylko ja - powiedziała z uśmiechem białowłosa.
- Cześć Rozalio - odwzajemniłam uśmiech. - Widziałaś gdzieś Armina? Prosił mnie, żebym mu przyniosła jego wypracowanie...
- Pewnie jest na dziedzińcu jak wszyscy.
- Chcę jak najszybciej wrócić do domu... Czuję się tu bardzo nieswojo.
- Jesteś! - kolejna osoba chwyciła mnie za ramię. - Szybko ci poszło...
- Chciałam mieć to już za sobą... - podałam brunetowi kartkę.
- Dzięki, jesteś wielka - powiedział i pocałował mnie w policzek. - Zaraz zaczynamy lekcje... Uważaj na siebie, jak będziesz wracać.
- Do zobaczenia w domu - powiedziałam z lekkim uśmiechem i ruszyłam w stronę domu.
***
  Minęły dwa tygodnie, odkąd zamieszkałam u Armina i Alexy'ego. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Teraz byli dla mnie jak bracia. Jest niedziela, jak zwykle obudziłam się wraz ze słońcem. Poszłam do łazienki i wyszykowałam się. Już był czas, żeby zrobić śniadanie. Weszłam do kuchni. Przy stole siedziała dwójka dorosłych. Kobieta z bujnymi, czarnymi lokami spoglądała na mnie zdziwiona znad kubka z kawą. Mężczyzna z blond włosami siedział do mnie tyłem, ale po chwili podążył za wzrokiem brunetki.
- Przepraszam, ale kim jesteś? - spytała kobieta.
  Powoli się wycofałam, żeby następnie wbiec z powrotem do sypialni. Łóżko Armina stało blisko drzwi, więc to jego najpierw obudziłam.
- Co jest? Już śniadanie? - spytał zaspany.
- Ktoś jest w kuchni...
- Kto?! - oprzytomniał i podniósł się.
- Nie wiem...
  Armin poszedł do kuchni, a ja zaraz za nim. Brunet spojrzał na parę, a jego źrenice powiększyły się.
- Cześć mamo, cześć tato... - powiedział siląc się na uśmiech.
- Synku, wytłumacz mi kim jest ta dziewczyna - powiedziała matka patrząc na Armina surowym wzrokiem.
- To długa historia... Alexy lepiej ci to opowie - szeroko się uśmiechnął.
  Brunet zaczął się wycofywać pchając mnie ze sobą. Pośpiesznie wróciliśmy do sypialni. Armin dopadł Alexy'ego i potrząsnął nim.
- Głowa cię boli?! - powiedział zdenerwowany niebieskowłosy.
- Rodzice wrócili!
- Że co?!
  I w tym właśnie momencie do pokoju wpadli rodziciele bliźniaków.
- Czy ktoś nam wreszcie wytłumaczy o co tu chodzi?
- To długa historia... - powtórzył słowa brata Alexy.
- Mamy czas - odpowiedział blondyn i razem z żoną usiadł na jednym z łóżek. Niebieskowłosy westchnął i zaczął opowiadać historię od momentu znalezienia mnie, aż do aktualnej chwili... Armin co jakiś czas coś dopowiadał.
- To była naprawdę długa historia - podsumowała kobieta. - ale rozumiem, że Lucy nie ma domu... Jeśli dobrze widzę, dogadujecie się, więc nie możemy zostawić tej biednej dziewczyny na pastwę losu... Zgodzę się, żeby z nami została, ale pod jednym warunkiem...
- Co zechcesz - powiedział Alexy.
- Lucy pójdzie do szkoły.

Hej, hej, hej! Wróciłam! Miałam lekkie problemy z napisaniem tego rozdziału, ale wreszcie jest. Mam nowe pomysły na dalsze części tego opowiadania. Mam nadzieję, że ten rozdział się spodobał i do następnego! PS: Za wszelkie błędy przepraszam.

wtorek, 4 października 2016

Rozdział II

  Promienie słoneczne musnęły moją twarz wybudzając mnie ze spokojnego snu. Uchyliłam powieki i rozejrzałam się po pokoju. Pierwszy raz od dawna obudziłam się bez bólu pleców. Delikatnie podniosłam się i po cichu przeszłam do drugiego pomieszczenia. Była nim kuchnia. Podeszłam do lodówki i przejrzałam jej zawartość. Postanowiłam zrobić jajecznicę. Wzięłam składniki i zaczęłam przeglądać szafki, żeby znaleźć patelnię. Gdy już wszystko miałam, rozpoczęłam przygotowanie posiłku. Kiedy szukałam talerzy, usłyszałam za sobą ziewnięcie. Mój oddech lekko przyspieszył i powoli się odwróciłam.
- P-przepraszam... - powiedziałam i spuściłam wzrok.
- Za co mnie przepraszasz? - zapytał niebieskowłosy.
  Zmarszczyłam brwi podniosłam wzrok. Alexy patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Nie gniewasz się na mnie? - teraz to ja się zdziwiłam.
- Nie rozumiem za co - powiedział i posłał mi wesoły uśmiech.
  Uniosłam kąciki ust i wróciłam do szukania talerzy. Nie mogłam ich znaleźć... Czułam coraz większe zdenerwowanie.
- Czego szukasz? - zapytał niebieskowłosy.
- Talerzy...
- Nie ta szafka - podszedł obok mnie i wyjął szukane przeze mnie przedmioty.
- Dziękuję... - powiedziałam cicho.
- Nie ma za co. Pójdę obudzić Armina. Trzeba przecież jeszcze znaleźć ubrania dla ciebie - powiedział z uśmiechem, a w jego oczach można było ujrzeć błysk.
  Chłopak wrócił do sypialni, a ja rozłożyłam naczynia na stole i położyłam obok nich śniadanie. Chwilę później przyszli chłopcy. Usiedli przy stole, a ja pod ścianą. Nałożyli sobie jajecznicę na talerze i zaczęli jeść.
- Czemu nie jesz? - spytał Armin.
- A mogę? - zapytałam patrząc mu w oczy i od razu odwróciłam wzrok. - Przepraszam...
  Bliźniacy spojrzeli po sobie, a ja zacisnęłam powieki.
- Czemu za wszystko przepraszasz? - spytał czarnowłosy.
  Podniosłam wzrok i spojrzałam prosto w jego niebieskie oczy. Obydwoje łagodnie na mnie patrzyli. W domu już bym dostała z pięści w twarz... Uśmiechnęłam się delikatnie. Alexy wziął trzeci talerz i nałożył na niego posiłek, po czym przysunął go do mnie.
- Musisz coś zjeść... - szepnął z delikatnym uśmiechem.
- Dziękuję - odwzajemniłam uśmiech.
  Wzięłam widelec do ręki i włożyłam kawałek jajka do ust. Chłopcy kontynuowali posiłek. Od dawna tak się nie najadłam. Zwykle chodziłam głodna. Pozbierałam naczynia i skierowałam się do zlewu. Puściłam wodę i nalałam płyn na gąbkę.
- Pomogę ci - zaoferował się Armin.
- A ja pójdę nas spakować do szkoły - powiedział Alexy i poszedł do sypialni.
  Podawałam czarnowłosemu umyte naczynia, a on je wycierał i układał na swoje miejsca. Przez drzwi było słychać jak Alexy z kimś rozmawia. Tylko z kim? Kiedy wrócił do kuchni, trzymał w rękach torby.
- Roza pójdzie ze mną po szkole na shopping - powiedział niebieskowłosy z uśmiechem. - Ma podobną figurę do... Właśnie... Jak będziemy ją nazywać?
- Później coś wymyślimy - oznajmił Armin. - Teraz idziemy do szkoły.
- Okej. Wrócimy około czwartej - Alexy zwrócił się do mnie. - Do później!
- Do zobaczenia - pożegnałam się.
  Bliźniacy wyszli z domu, a ja poszłam do sypialni. Przy jednej ze ścian stał regał z książkami. Podeszłam do niego i rozejrzałam się po półkach. Było tam dużo więcej książek niż u ojca. Wzięłam pierwszą pozycję, której tytułu nie znałam i usiadłam na jednym z łóżek.

  Gdy wybiła godzina piętnasta trzydzieści, odłożyłam książkę i poszłam do kuchni. Zaczęłam gotować obiad. Skończyłam jeszcze przed przyjściem domowników. Usiadłam przy stole, złożyłam ręce i zaczęłam rozmyślać nad swoją przyszłością. Usłyszałam przekręcane klucze w drzwiach, więc od razu wstałam i obróciłam się w stronę drzwi. Lekko się uśmiechnęłam kiedy drzwi się otworzyły.
- Cześć! - powiedział Alexy. - Przyprowadziliśmy kogoś ze sobą...
  Do domu weszła białowłosa, szczupła dziewczyna. Spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem. Strach zmył z mojej twarzy uśmiech. A jeśli ona zabierze mnie z powrotem do ojca? Jeśli oni od początku mnie oszukiwali? Zaczęłam po woli się cofać, a do moich oczu napłynęły łzy. Doszłam do ściany. Dalej nie było przejścia. Łzy zamazały mi cały widok. Zobaczyłam zbliżającą się sylwetkę, ale nie wiedziałam kogo. Zamknęłam oczy, osunęłam się na ziemię, zwinęłam w kulkę i schowałam twarz w kolanach.
- Dlaczego? - szepnęłam.
- O co jej chodzi? - spytał damski głos.
- Właśnie chciałbym się dowiedzieć - powiedział chłopak, który był coraz bliżej.
  Uklęknął przy mnie i pogłaskał po głowie. Uniosłam ją lekko i spojrzałam zamazanym wzrokiem na czarnowłosego, na białowłosą i z powrotem na Armina.
- Nikt nie chce ci zrobić krzywdy - powiedział cicho i położył mi rękę na ramieniu.
  Białowłosa zrobiła nagły krok do przodu, a moje mięśnie automatycznie się spięły. Armin spojrzał na złotooką.
- Powoli Rozalio. Ona jest... trochę drażliwa - oznajmił niebieskooki.
- Okej... - powiedziała dziewczyna i zaczęła powoli przesuwać się w moją stronę. - Cześć... Mam na imię Rozalia i jestem przyjaciółką Alexy'ego.
- Nie przyszłaś, żeby mnie stąd zabrać? - spytałam patrząc jej w oczy.
- Nie... Byłam z Alexym kupić ubrania dla ciebie i chciałam, żeby pokazał mi dla kogo to - powiedziała z uśmiechem.
- Myślała, że Armin ma dziewczynę - zaśmiał się różowooki.
- Dobrze... - powiedziałam, żeby zakończyć ten temat. - Zrobiłam wam obiad.
- Najpierw ubrania - powiedział niebieskowłosy.
- Nie. Najpierw zjecie obiad, bo muszę jeszcze pomóc jej się wykąpać i zrobić coś z tymi włosami - wtrąciła Rozalia, a mój brzuch na zawołanie zaburczał. - Widzicie?
  Nikt już nic nie skomentował. Położyłam danie na stole i wszyscy usiedliśmy. Rozalia i Alexy jedli w pośpiechu, ja się delektowałam, a Armin był wgapiony w jakieś dziwne urządzenie. Po posiłku przeszliśmy do sypialni. Rozalia wzięła torby, które ze sobą przynieśli do domu i poszłyśmy do łazienki. Dziewczyna przekręciła klucz w drzwiach i podeszła do wanny. Ja stanęłam przy ścianie i przyglądałam się wykonywanym przez nią czynnościom. Uszykowała ręcznik, różne buteleczki i nalała wodę do wanny.
- Musisz się rozebrać. Obiecuję, że nie będę się przyglądać - powiedziała.
- Nie przeszkadza mi to - powiedziałam i zdjęłam to, co miałam na sobie.
- Ale jesteś posiniaczona...
  Spuściłam wzrok.
- Nieważne - potrząsnęła głową. - Wskakuj. Woda jest idealna, ale chyba kilka razy będzie trzeba ją zmieniać...
  Wykonałam jej polecenie. Woda od razu zmieniła swój kolor... W domu okazję na jakąkolwiek kąpiel miałam bardzo rzadko. Rozalia zaczęła delikatnie obmywać moje ciało. Kiedy przejechała po miejscu szycia, cicho syknęłam.
- Przepraszam... Nigdy nie widziałam czegoś takiego... Jak to się w ogóle stało? - zapytała.
  Skierowałam wzrok na ścianę. Nie chciałam nikomu mówić o moich przeżyciach...
- Nie powinnam o to pytać...

  Zanim Rozalia wzięła się za moje włosy, zmieniała wodę sześć razy.
- Długo jeszcze? - zapytał Alexy zza drzwi.
- Dopiero zaczynam włosy - oznajmiła Rozalia.
  Nabrała na ręce szampon i wtarła mi go w mokre włosy. Kolejna rzecz, która zrobiła się szara... Po kilku powtórzeniach w końcu pozwoliła mi wyjść z wanny. Patrzyła na mnie trochę niepokojąco...
- Teraz się wytrzyj i wysuszę ci włosy.
  Ja wzięłam ręcznik, a ona wyjęła suszarkę z jednej z szuflad. Kiedy byłam już sucha, podeszłam do niej. Kazała mi usiąść na krześle. Od umycia włosów stała się strasznie cicha. Po wysuszeniu włosów nakazała mi założyć szlafrok.
- Chłopcy! Musicie coś zobaczyć... - powiedziała otwierając drzwi.
  Obydwoje od razu weszli do łazienki i stanęli osłupiali. Aż tak źle wyglądam?
- Wy to widzicie? - spytała białowłosa. - Ona ma platynowe włosy! A od początku byłam przekonana, że są brązowe...
- Jak to jest możliwe? - zdziwił się Alexy.
- Nie wiem... Ale jak oceniacie? - spytała Rozalia.
- Ekstra! - powiedział Alexy.
- Pięknie wyglądasz - zwrócił się do mnie Armin, a moje policzki stały się czerwone.
- Dziękuję...
- Koniec tego dobrego! Wyjazd stąd! - popędziła ich złotooka.
- Co teraz? - spytałam.
- Przymierzamy ciuszki! Na szczęście kupiliśmy też jakąś bieliznę... - oznajmiła dziewczyna.
  Najpierw podawała mi bieliznę. Głównie były to koronki... Później przyszedł czas na inne ubrania. Kilka sukienek, spodnie, koszulki, bluzki, sweterki, przeróżne buty, jakieś piżamy, płaszcze, kurtki... Dużo tego było. Rozalia kazała mi wszystko przymierzać. Na koniec wybrała mi komplet ubrań, które miałam nosić dzisiaj. Były to czarne spodnie, wzorzysty sweter, bordowy szal, brązowe buty i srebrny wisiorek w kształcie pióra. Moje długie, teraz platynowe, włosy dokładnie rozczesała i upięła w niechlujnego koka.
- Jak ci się podoba? - zapytała.
- Nigdy nie miałam tylu ubrań...
  Białowłosa zachichotała. W końcu przyszła pora na wyjście z łazienki.
- Gotowe! - powiedziała Rozalia stojąc przy drzwiach.
  Wyszła z pomieszczenia, a ja zaraz za nią. Chłopcy oglądali mnie od stóp do głów. Oceniali mnie? Lekko się zarumieniłam i spuściłam wzrok. To chyba wychodzi mi najlepiej...
- Czy to nadal ta sama osoba? - spytał Alexy.
- Dokładnie ta sama - potwierdziła Rozalia z promiennym uśmiechem.
- Tyle tam siedziałyście, że przyszła pora kolacji... - wtrącił Armin.
- Zaraz coś zrobię - powiedziałam cicho.
- Teraz moja kolej - powiedział niebieskowłosy.
  Alexy od razu udał się do kuchni. Nasza trójka przysiadła przy stoliku w sypialni. Czarnowłosy wrócił do wpatrywania się w dziwne urządzenie.
- Co to jest? - zapytałam nie wytrzymując już z ciekawości.
- To gra wideo. Armin cały czas nosi ją przy sobie - wytłumaczyła białowłosa.
- Kolacja gotowa! - oznajmił Alexy.
  Położył tacę z kanapkami przed nami.
***
  Po posiłku Rozalia musiała wrócić do domu. My po kolei szliśmy do łazienki. Ubrałam nową piżamę, błękitną w białe kropki. Położyłam się i szczelnie otuliłam kołdrą. Od teraz łóżko koło Alexy'ego należało do mnie. Zamknęłam oczy i z uśmiechem odpłynęłam do krainy snów.

piątek, 16 września 2016

Rozdział I

No to mamy pierwszy rozdział! Przepraszam, że tak długo, ale niedawno zaczęła się szkoła i jeszcze się nie przyzwyczaiłam do nowego toku dnia... Mam nadzieję, że się spodoba i zapraszam do komentowania. Miłego czytania!

  Świadomość zaczęła powracać razem z bólem. Jęknęłam i spróbowałam otworzyć oczy. Zamrugałam żeby przyzwyczaić się do światła. Światła? Skąd w nocy światło? Zdezorientowana rozejrzałam się. Znajdowałam się w jakimś pokoju. Leżałam na łóżku. Przestraszona podniosłam się, ale zapomniałam o złamanym żebrze i syknęłam z bólu.
- Co się dzieje?! - zapytał niebieskowłosy chłopak, którego dopiero teraz zobaczyłam. - W końcu się obudziłaś!
  Powoli się wycofałam i weszłam na łóżko, po czym usiadłam w kącie.
- Alexy! - zawołał ktoś zza drzwi.
- Tutaj jestem - odpowiedział niebieskowłosy.
  Do pokoju wszedł chłopak z czarnymi włosami i twarzą identyczną do, jak mniemam, Alexy'ego. Spojrzał na różowookiego, który nie odrywał ode mnie wzroku. Nasze spojrzenia się spotkały, a jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości.
- B-braciszku... Kto to jest? - zapytał.
- Yyy... - Alexy spojrzał na mnie błagalnie, ale nic nie powiedziałam.
- Kim ona jest? - powtórzył czarnowłosy.
- Nie wiem do końca... - powiedział chłopak i spuścił wzrok.
- Nie ma rodziców, a ty sprowadzasz nieznajomych do domu...
- Była nieprzytomna! Na dodatek ranna - bronił się.
  Spojrzałam na okno.
- Co miała ranne? Pobiła się z kimś? Podcięła sobie żyły? - czarnowłosy był coraz bardziej zdenerwowany.
- Przecięty łuk brwiowy - wytłumaczył się Alexy. - A właśnie... Nawet się nie przedstawiliśmy. Ja jestem...
- Alexy, a ten drugi to twój bliźniak - dokończyłam szeptem za niego.
- Armin - dopowiedział czarnowłosy.
- Skąd znasz moje imię? - zdziwił się niebieskowłosy.
  Nie odpowiedziałam mu. Nadal nie wiedziałam jakie ma wobec mnie zamiary... Siedziałam w kącie i nie ruszałam się. Chłopcy przyglądali mi się uważnie.
- Jesteś bezdomna? - zapytał Armin, a ja oplotłam kolana ramionami i spuściłam wzrok.
  Alexy zbliżył się, a ja momentalnie spróbowałam się wycofać, ale na drodze stała mi ściana. Rozejrzałam się. Droga ucieczki wiodła po prawej od Alexy'ego. Armin stał kawałek za nim. Wystarczyło dostatecznie szybko wybiec. Mój oddech przyspieszył i zeskoczyłam z łóżka, po czym pobiegłam do drzwi.
- Stój! - krzyknął niebieskowłosy.
  Byłam już prawie przy drzwiach. Jeszcze tylko kawałek... Armin chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Kurwa, moje żebro! krzyknęłam w myślach i zawyłam z bólu. Wystraszony czarnowłosy mnie puścił, przez co upadłam na ziemię. Skuliłam się, a z moich oczu pociekły łzy, których nie mogłam opanować. Trzęsłam się z bólu, a mój oddech niebezpieczne przyspieszył.
- Co się stało?! - zapytał nerwowo Alexy.
- Nie wiem! Dzwoń na pogotowie! - powiedział Armin.
- Nie! - krzyknęłam.
- Kurwa, czy to krew?! - spytał jeden z nich.
  Spojrzałam na swoją rękę. Była cała czerwona. Żebro musiało przebić skórę. Spróbowałam się uspokoić. Wstałam i ledwo trzymając się na nogach zdjęłam bluzkę. Owinęłam ją sobie wokół klatki piersiowej żeby zatamować krwawienie. Chłopcy patrzyli na mnie nie mogąc się ruszyć. Krew ciekła coraz wolniej. Nogi same się ugięły i z powrotem leżałam na ziemi. Jeszcze trochę i bym się wykrwawiła. Zamknęłam powoli oczy.
- Czy ona umarła...?
- Jest strasznie blada...
  Jeden z nich ukucnął koło mnie i przyłożył mi palce do szyi.
- Żyje - powiedział z ulgą. - Pomóż mi ją przenieść na łóżko.
  Chwycili mnie delikatnie i podnieśli. Już po chwili byłam na mięciutkiej pierzynie.
- Przynieś morfinę mamy.
- Na pewno zauważy...
- Teraz to nie ważne.
  Co to jest morfina? Będzie trzeba się jakoś dowiedzieć... Jeden z chłopaków wyszedł z pokoju, a gdy wrócił i podszedł do nas, poczułam ukłucie. Syknęłam cicho i zacisnęłam oczy.
- Ona jest przytomna?
- Jak to możliwe?
  Ból z sekundy na sekundę był coraz słabszy. Gdy był już ledwo wyczuwalny, podniosłam się.
- Jak się czujesz? - zapytał Alexy, ale ja nie chciałam się odezwać.
- Nie musisz się nas bać - wtrącił Armin.
- Potrzebujesz czegoś?
- Jakiejś igły i nici... Muszę zszyć ranę - szepnęłam patrząc w ziemię.
- Przyniosę apteczkę - powiedział Armin i wyszedł z pokoju.
- To... Jak się czujesz? - spytał niebieskowłosy.
- Lepiej... - odpowiedziałam.
- Jak masz na imię?
- Mmm...
- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.
- Nie o to chodzi... Po prostu nie pamiętam - powiedziałam po namyśle.
- Straciłaś pamięć?
- Nie... Nikt dawno nie mówił do mnie po imieniu.
- Dawno to znaczy?
- Jakieś siedemnaście lat...
- To jak na ciebie mówili? - zapytał zaciekawiony.
- Mogę zadać pytanie? - zmieniłam temat.
- Jasne - uśmiechnął się.
- Co to jest morfina?
- To ty nie wiesz? - dziwnie się na mnie spojrzał.
- Nie do końca...
- To... To jest taka substancja przeciwbólowa - wytłumaczył.
- Przeciwbólowa? Można uśmierzyć ból zanim sam minie?
- Tak. Nigdy nie brałaś tabletek na ból głowy?
- Nigdy o czymś takim nie słyszałam - odpowiedziałam.
- Mam apteczkę - powiedział Armin i zamknął drzwi.
  Podał mi białe pudełko. Wyciągnęłam z niego nić, ale nie mogłam znaleźć normalnej igły. Były tyko jakieś wykrzywione...
- Nie macie igieł? - zapytałam.
- Przecież są... - powiedział Armin i wyjął to zakrzywione coś.
- To jest igła?
- Igła chirurgiczna.
- Używa się jej do zszywania ran - wytłumaczył Alexy.
  Przewlekłam nitkę i zdjęłam bluzkę. Już chciałam przebić skórę, ale Armin zabrał mi igłę.
- Najpierw trzeba odkazić... I może lepiej ja to zrobię - powiedział brunet.
  Psiknął jakimś płynem na metal i kazał mi się położyć. Pochylił się nade mną, a ja zacisnęłam powieki.
- Gotowe - powiedział po chwili.
- Nic nie poczułam...
- Morfina nadal działa.
- Dziękuję - powiedziałam, wstałam z łóżka i skierowałam się do drzwi.
- A ty gdzie się wybierasz?
- Jeszcze nie wiem... - wyznałam odwracając się do nich.
- W takim stanie? Zostajesz tutaj.
- Ale... - zaczęłam.
- Nie ma żadnego ale - wtrącił Alexy.
- Trzeba iść już spać... Jutro szkoła - powiedział Armin. - Rano znajdziemy ci nowe ubrania.
  Westchnęłam i położyłam się na dywanie koło jednego z łóżek. Chłopcy spojrzeli po sobie i odchrząknęli.
- Co ty robisz?
- Kładę się spać...?
- Na ziemi?
  Przytaknęłam, a oni kazali mi wstać. Armin chwycił za deskę i wyciągnął spod łózka drugie łóżko. Przekrzywiłam głowę. Alexy kazał mi się położyć, a sam wszedł na górną część łóżka. Czarnowłosy zgasił światło. Ten dzień w końcu się skończył... Ale miał dużo inny koniec niż się spodziewałam. Ciekawe jakie będzie jutro...

czwartek, 8 września 2016

Prolog

  Wbiegłam do pokoju na piętrze i w pośpiechu zakluczyłam drzwi. Oparłam się o nie plecami i zsunęłam na ziemię, a już po chwili on był przy drzwiach i mocno w nie uderzał.
- Otwieraj suko! - wrzasnął ojciec zza drzwi.
- Zostaw mnie! - powiedziałam przez płacz i ukryłam twarz w dłoniach.
- Jak cię dorwę, to nic z ciebie nie zostanie! - zagroził nadal uderzając pięściami w drewno.
  Rozejrzałam się roztrzęsionym wzrokiem. Byłam w swoim pokoju, a dokładniej w malutkim pomieszczeniu z jednym okienkiem. Kilka ubrań poskładanych na podłodze, stare trampki i cienki materac to jedyne co miałam. Niewiele już brakowało, żeby zawiasy puściły, więc musiałam jak najszybciej podjąć decyzję. Dać się skatować, albo w końcu uciec. Mimo wszystko, to nie był łatwy wybór. Zamknęłam oczy, żeby choć trochę się uspokoić. Wstałam i podeszłam do okna. Wyczułam ostry ból w klatce piersiowej. Po krótkiej analizie uznałam, że to kolejne złamanie żebra. Oprócz tego krew spływała mi z łuku brwiowego, a na rękach wyszło kilka siniaków. Chwyciłam trampki, założyłam je i przeszłam przez ramę okienka. Usiadłam na parapecie i spojrzałam w dół. Od ziemi dzieliło mnie jakieś sześć metrów... Coraz głośniejsze krzyki ojca zmobilizowały mnie do skoku. Zawisłam na rękach i puściłam się. Upadek był gwałtowny i bolesny. Wstałam, rozejrzałam się i ruszyłam chodnikiem. Przeszywający ból w klatce i kostce spowolnił moje tempo.
- Jeszcze sobie kostkę skręciłam... - szepnęłam.
  Za mną ciągnęła się czerwona strużka. Czułam się coraz słabiej. Rana nie chciała się zabliźnić i nadal krwawiła. Ostatkiem sił doczłapałam się do zaułka i położyłam obok kontenera na śmieci. W myślach błagałam, żeby ojcu nie przyszło na myśl mnie szukać... Wycieńczona zamknęłam oczy i nadeszła upragniona chwila omdlenia. Koniec bólu. Chwilowy, ale daje dużą ulgę. Nadal oczekuję dnia, w którym ustanie na zawsze...